O swojej pasji i miłości do gór opowiada Herli Katarzyna Kacprzak.
Jak odkryła Pani swoją pasję do wspinaczki?
Wszystko zaczęło się od mojego wyjazdu na obóz do Białego Dunajca w wieku 13 lat. Opiekunowie obozu byli pasjonatami Tatr. Zabierali nas na całodniowe wycieczki, wprowadzali na szczyty, pokazali piękno przyrody i ogrom gór. Zarazili swoją pasją. Nie wszystkich oczywiście, ale ja byłam zafascynowana. Czułam się tak, jak gdyby ktoś dodał mi skrzydeł. Pokochałam góry „od pierwszego wejrzenia” i już wtedy wiedziałam, że i ja też tak chcę. Chcę eksplorować góry! Życie potoczyło się trochę inaczej i długo nie miałam możliwości realizacji pasji. Ale widoki, wspomnienia były ze mną przez te wszystkie lata, które spędziłam na nizinach. Byłam pewna, że wrócę w moje ukochane góry i zostawię w nich cząstkę siebie.
Simone Moro, włoski wspinacz powiedział, że: „alpinizm jest niemalże perfekcyjną ekspresją wolności (…) to nie tylko sport, ale również forma ucieczki, odkrywania samego siebie, eksploracji, przygody i kontemplacji.” Czym dla Pani jest wspinaczka? Czy odkryła Pani dzięki niej inne oblicze swojej kobiecości?
Jako kobieta w górach odkrywam swoją siłę i słabość. Góry uczą mnie przyjmować te dwie, na pozór sprzeczne rzeczywistości. Piszę na pozór sprzeczne, ponieważ dziś słabość nie jest w cenie, a kobieta w pojęciu społecznym jest albo za silna, albo za słaba. Są osoby bojące się siły i słabości kobiety. Góry uczą mnie, bym przyjmowała prawdę o sobie i cieszyła się z tego jaka jestem. To jest niesamowite, że właśnie w momentach, kiedy jestem poza tak zwaną „strefą komfortu” odkrywam w swoim wnętrzu komfort z bycia sobą. To zaś daje mi wielką radość i wolność. Tak więc góry są moimi nauczycielkami odwagi, radości, wolności, życia w prawdzie i w zgodzie ze sobą.
Czy pamięta Pani jak wyglądała pierwsza poważna wyprawa? Kiedy to było i co zmieniło się w Pani życiu od tamtego czasu?
Pierwsza poważna wyprawa dotyczyła najwyższego szczytu Europy – Mont Blanc. Pojechałam nieprzygotowana kondycyjnie, na wysokości 3200 m zawróciłam. Po powrocie zaczęłam biegać, trenować na ściankach, systematycznie wspinać się po górach. Po dwóch latach zdobyłam Dach Europy. Teraz, z perspektywy czasu, nie wydaje mi się to dużym osiągnięciem, ale wtedy, w wieku 30 lat Biała Góra wydawała mi się czymś bardzo odległym. Od tamtego czasu rozwinęłam się wspinaczkowo, poznałam również swój organizm. Na początku wspinaczki mamy w sobie dużo entuzjazmu, brawury i trudno nam zawrócić. Ważne, aby to zrozumieć i w odpowiednim czasie wyznaczyć sobie granicę – dotąd idę, a dalej już nie.
O początkowej fazie wspinania mówi się, że jest to okres „romantyzmu”, w którym najważniejszą rolę odgrywają czynniki emocjonalne i estetyczne związane z fascynacją krajobrazem i przyrodą gór. Znaczna część alpinistów pozostaje trwale w tym okresie. Określa się go jako czystą, spontaniczną miłość do gór. Kolejny etap to zdobywanie coraz trudniejszych szczytów. Na jakim etapie jest Pani pasja?
W moim przypadku to ciągła, nieustająca miłość to gór. Pociąga mnie ich piękno. Jestem świadoma trudności jakie spotkam w górach, że będzie ciężko, czasem zimno, jednak decyduje właśnie ta myśl o pięknie. O tym co zobaczę, poczuję. Góry odbieram wszystkimi zmysłami, są dla mnie jak dom. Uwielbiam w nich przebywać. Mają swoją cenę poświęceń, często niekomfortowych sytuacji – są jednak tego warte.Moją motywacją i siłą jest również jasno określony cel, który sobie wyznaczam. A w jego realizacji pomaga mi mój upór, wytrwałość i to, że jestem zdeterminowana.Na drugim miejscu jest człowiek, czyli ludzie, z którymi jadę. Góry obnażają z masek. Widzę daną osobę taką jaką jest, to co jest w niej szlachetne, a co jest wadą. Idę więc w góry z ludźmi, których znam, którym mogę ufać. To prawda o nich daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Podczas wspinaczki alpinista jest skazany wyłącznie na siebie, ewentualnie na współtowarzyszy wyprawy. Czy wiele trudnych sytuacji doświadczyła Pani podczas swoich wypraw?
Trudnych sytuacji było kilka, na przykład podczas jednej wyprawy na Pośrednią Grań straciłam paliczek w lewej ręce. Było ciemno i nie mogliśmy wezwać helikoptera. Aby nie stracić palca, musiałam jak najszybciej dostać się na niziny. Miałam też kilka spotkań z niedźwiedziami, które mogły się różnie zakończyć. Jednak najtrudniejsze podczas każdej wyprawy jest odpowiedzenie sobie na pytanie: do którego momentu chcę dojść, na ile sobie pozwolić, aby dalej ryzykować. Ważne, aby słuchać swojego organizmu, rozpoznawać symptomy, jakie nam wysyła i w porę na nie reagować – mam na myśli np. chorobę wysokościową, której nie należy lekceważyć ani u siebie, ani u współtowarzyszy. Oczywiście na wiele sytuacji nie mamy wpływu, jak np. nagłą zmianę warunków pogodowych, czyoderwanie skały, po której się wspinamy. To właśnie miało miejsce podczas mojej ostatniej wyprawy. Straciliśmy współtowarzysza i przyjaciela. Ta dramatyczna sytuacja po raz kolejny uświadomiła mi nasze ograniczenia oraz znikomość człowieka w relacji do gór, ich potęgi i nieprzewidywalności.
A teraz zejdźmy na ziemię. Jak wygląda Pani codzienność? Na co zawsze znajduje Pani czas?
Na rodzinę – każdą wolną chwilę spędzam z moimi bliskimi, którzy są dla mnie najważniejsi. To rodzina daje mi wsparcie w trudnych momentach w moim życiu, rozumie moje ambicje i zamierzenia. To dzięki niej jestem tym, kim jestem.Poza tym – trening. Praktycznie codziennie jestem na ściance wspinaczkowej, biegam, chodzę na spacery, robię treningi siłowe. Aktywnie spędzam dzień. Jestem również pod stałą opieką fizjoterapeuty, który zapobiega ewentualnym kontuzjom, „naprawia” i regeneruje moje ciało. W ciągu dnia nie może zabraknąć czasu na gotowanie. Dużą uwagę przywiązuję do tego co jem. Dbam, aby moje posiłki były zdrowe i odpowiednio zbilansowane.I oczywiście sen. Jestem strasznym śpiochem i potrafię zadbać o właściwą regenerację.
A jak Pani pielęgnuje swoją skórę?
O moją skórę dbam w dwojaki sposób.Po pierwsze od wewnątrz: zdrowo się odżywiam, zażywam witaminy i minerały, piję dużo wody, wysypiam się, optymistycznie patrzę na świat.Po drugie od zewnątrz: poprzez oczyszczanie, złuszczanie, nawilżanie i ochronę. Z największą starannością dbam o moją skórę podczas wypraw w góry, kiedy narażam ją na działanie bardzo niekorzystnych czynników, takich jak mróz, silny wiatr czy ostre słońce. Stosuje kremy ochronne z filtrem SPF 50, pomadki z filtrem, nie rozstaję się z okularami lodowcowymi, które chronią moje oczy przed promieniowaniem UV.Przyznam, że nie jestem fanką kupowania wielu kosmetyków. Ograniczam się zaledwie do kilku pozycji, niemniej, jestem wymagającym i świadomym klientem. Najważniejszym czynnikiem, który biorę pod uwagę przy zakupie jest skład. Sprawdzam, czy produkt zawiera naturalne składniki, to dla mnie podstawowe kryterium bezpieczeństwa.
Czego możemy Pani życzyć?
Szczęśliwych powrotów do domu!
I tego Pani życzymy!
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyną Kacprzak – alpinistka i taterniczka, każdą wolną chwilę spędza w górach, zdobyła Koronę Tatr, myśli o Koronie Europy.